Chcę tylko pokazać Ci
jak zostać,
Posłuchaj a nigdy nie
odejdziesz.
Kojarzycie te wszystkie
klimatyczne poranki w komediach romantycznych, kiedy to główni bohaterowie
zostają obudzeni przez delikatne promyczki słońca, wychylające się zza zasłon?
Cóż, szkoda, że moja pobudka z Francuzem tak nie wyglądała.
Zamiast smug słońca na mojej
twarzy, poczułam jego rękę. A konkretnie biceps. Kiedy zapytałam, a raczej
zawarczałam, co on do Jasnej Anielki robi, to powiedział, że mnie przytula.
Bicepsem.
Uroczo, nie?
Kilka minut później, kiedy Jenia
swoją górną kończynę skierował trochę na dół, na moje, ekhem, cycki, udało mi
się ponownie zasnąć.
Jak się domyślacie, nie było dane
mi długo pospać, bo po raz kolejny zostałam obudzona przez Grebennikova. Tyle że
tym razem przez dźwięki jakie wydawał.
To prawdopodobnie było coś w
stylu ała, ale ręki sobie nie dam
uciąć.
- Księżyca nie ma, więc do czego
wyjesz? – spojrzałam na niego jednym okiem.
- Masz kopa jak Bruce Lee,
dziewczyno.
I przysięgam, że na sekundę zrobiło mi się
głupio, no bo co jeśli przyłożyłam mu w takie
miejsce i z taką siłą, że
prawdopodobnie potomstwa mieć nie będzie?
- Trafiłam w orzeszki? –
zapytałam.
- Nie, ale byłaś blisko –
powiedział wtulając się w moją szyję. – Ruszałaś tymi nóżkami, jakby ktoś cię
gonił. Śniło ci się coś?
Pokręciłam głową.
- Nie, po prostu czasami lubię
sobie zrobić mały jogging.
- Podczas snu? W łóżku? Przy
okazji trenować kopnięcia w moje udo?
Przyłożyłam palca do jego ust.
- Zamilcz, chłopcze. I chodź jeszcze spać.
Spojrzał na zegarek.
- Jest dziewiąta, kobieto.
- Toż to środek nocy!
Ściągnął z nas kołdrę.
- Wstawaj, szkoda dnia.
- Jesteś wredny.
Wyskoczył z łóżka i złapał mnie
za rękę.
- A teraz hop! i nie ma cię w łóżeczku.
Próbowałam wstać, ale za każdym
razem z powrotem opadałam na materac.
- Widzisz? Wszechświat nie chce,
żebym wstała.
Przewrócił oczami i puścił moją
rękę.
- Ty wzbierz się w sobie, a ja w
tym czasie się ubiorę.
- Mogę popodziwiać?
Puścił mi oczko.
- Jak to mówią: kto rano wstaje,
temu Pan Bóg daje, więc pójdę ubrać się do łazienki, żebym cię nie rozpraszał
podczas zasypiania.
Spokojnie wziął do ręki swoje
rzeczy i już łapał za klamkę, kiedy mruknęłam do niego:
- Dobra, masz mnie. – Zagroziłam
mu palcem. – Żadnego paradowania w bokserkach przed innymi laskami, jasne?
Wybuchł śmiechem.
- Jasne jak twoje żółta piżamka,
skarbie.
Cztery godziny później Jenia
musiał już wracać, więc stałam na parkingu i obserwowałam, jak pakuje swoje
rzeczy do samochodu.
- Kiedy znowu się zobaczymy? –
zapytałam, kiedy domykał drzwi bagażnika.
Wzruszył ramionami.
- Nie mam zielonego pojęcia. – oparł
się o auto, a ja weszłam między jego nogi i wtuliłam się w niego. – Teraz
zaczynamy przygotowania do Mistrzostw Europy, które są za miesiąc, dlatego…
- … dlatego nie zobaczę cię przez
przynajmniej półtorej miesiąca.
Ze świstem wypuścił powietrze.
- Mamy skypa, Messengera,
instagrama…
Jak na te dwa ostatnie mogę się
zgodzić, to po ostatniej rozmowie na skypie…
- Na czas naszych rozmów
przez kamerkę, będę wywalał Kevina z pokoju – uśmiechnął się.
Czytasz mi w myślach?
Wyszczerzyłam się do
niego i cmoknęłam w policzek.
- Poradzimy sobie jakoś,
nie?
Odgarnął mi włosy z
twarzy.
- Czekałem na ciebie
dwadzieścia pięć lat, a teraz nie wytrzymam kilku tygodni?
Och, okay.
Objął moją twarz rękoma i
złączył nasze usta.
- Muszę już jechać.
Pokiwałam głową i
odsunęłam się od niego.
- Więc… do zobaczenia?
Puścił mi oczko.
- Zobaczymy się szybciej,
niż myślimy.
~*~
14 października, lotnisko w L’Aquili
- Wanda, rusz się, bo
inaczej się spóźnimy! – poganiała mnie Nat, kiedy spieszyłyśmy się na odprawę.
Cóż, chociaż ten jeden
raz Jenia miał rację – zobaczymy się
szybciej, niż myślimy.
Nie chciałam czekać aż on
sam zjawi się u mnie, więc namówiłam Chiarę, Nicolę i Nathalie na małą wycieczkę po północnych Włoszech: zabukowałam nam bilety na ćwierćfinał i samolot i byłyśmy gotowe do
wylotu.
Kilkanaście minut cześniej wsiadłyśmy na pokład, a ja myślałam tylko o jednym – w końcu się z nim zobaczę.
On i Kevin oczywiście o
tym nie wiedzą, chociaż bardzo mocno mnie nęciło, żeby poinformować tego
drugiego o mojej niespodziance, ale wolałam nie ryzykować – znając długi język
Tilliego, Jenia zdążyłby dowiedzieć się o tym, zanim skończyłabym wypowiedzieć
to zdanie.
W ciągu ostatniego miesiąca tak naprawdę nie
zmieniło się nic, nie licząc dziwnego zachowania Jaeschkiego wobec mnie.
Okay, wiem, że nie
zachowywałam się wobec niego fair, ale teraz nagle nie powinien ignorować moich
wiadomości i telefonów. Bo chyba moje humorki nie spieprzyły tej znajomości, prawda?
W zamian za to coraz
bardziej zbliżałam się do Jeni. Jako że przygotowywał się do Mistrzostw Europy,
to większość naszych rozmów wyglądało następująco: rozmawialiśmy późnym
wieczorem, najczęściej kiedy oboje leżeliśmy już w łóżku, potem zasypialiśmy w
akompaniamencie naszych oddechów. Nie mówiąc już o zobaczeniu się na wideo rozmowach, czy pisaniu na facebooku.
Byłam niewyobrażalnie wdzięczna dziewczynom,
że zgodziły się ze mną polecieć. We czwórkę zawsze raźniej niż w jedynkę,
szczególnie, jeśli towarzyszkami są twoje uniwersyteckie bratnie dusze. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że są włoskim odpowiednikiem moich polskich przyjaciółek.
Około 14 : 00 stałyśmy obok lotniska w Mediolanie, skąd taksówka miała zabrać nas do hotelu w Busto Arsizio, czyli celu naszej podróży. Mecz zaczynał się o 17: 30, toteż miałyśmy
jeszcze jakieś trzy godziny na dotarcie tam i przygotowanie się do meczu.
Okazało się, że dla
dziewczyn to jednak za mało, więc kiedy ja spokojnie poprawiałam makijaż, one
biegały spanikowane po całym pokoju. W końcu postawiły na pracę grupową: w czasie kiedy
Nathalie malowała Chiarę, to Nicole prostowała jej włosy i na zmianę.
Równo o siedemnastej
włożyłam koszulkę reprezentacji Francji z numerem dwa, którą swoją drogą
kupiłam na jakimś francuskim Allegro i byłam gotowa do wyjścia. Z dziewczynami
było z goła inaczej, bo one jeszcze szukały ubrań.
- Macie jeszcze pięć
minut – mruknęłam, opierając się o framugę drzwi.
- Wyrobimy się, spokojnie
– odpowiedziała mi Nicole.
I tak oto piętnaście po
siedemnastej siedziałyśmy w taksówce, a ja jeszcze profilaktycznie poprawiałam
tuszem rzęsy.
- Zamiast stać i na nas
krzyczeć to mogłaś to zrobić na spokojnie w hotelu – powiedziała Nathalie, unosząc brew.
Uciszyłam ją gestem
dłoni.
- Nie ucz ojca dzieci
robić.
Lekko spóźnione weszłyśmy
na halę, a na nasze szczęście wszyscy tam zebrani mieli ten fakt po prostu w dupie i nikt nie zwracał na nas uwagi. Okazało się, że jest już po hymnach i trwa prezentacja drużyn.
- Który z nich to Jenia?
– spytała Chiara.
Wskazałam jej moją
koszulkę.
- Domyśl się, mistrzu.
Odnalazłyśmy nasze miejsca, a ja byłam dumna z wyboru, bo siedziałyśmy idealnie naprzeciwko boiska, za ławkami rezerwowych, skąd miałyśmy świetny widok na zawodników.
- Nie boisz się, że cię
tu zobaczy w trakcie meczu? – spytała moja współlokatorka, kiedy Grebennikov
siadał na krzesełku umieszczonym kilka metrów przed nami.
- Kiedyś powiedział mi,
że w trakcie meczu nie patrzy w stronę trybun, więc luzik.
Pierwsze dwa sety
wyglądały całkiem obiecująco w wykonaniu Team
Yavbou, bo wygrali je kolejno do dwudziestu dwóch i dwudziestu trzech. Niestety, już w trzecim ich rywale,
Serbowie, postawili im się i zmiażdżyli ich do czternastu.
- Myślisz, że przegrają?
– zapytała Nicole na początku czwartego seta.
Pokręciłam głową.
- Dadzą radę, zobaczysz.
Moje słowa okazały się
prorocze, bo już po trzydziestu minutach Francuzi wygrali tego seta i mogli
cieszyć się z udziału w półfinale.
- Jak się słodko cieszą –
stwierdziła Nicole, a my wybuchłyśmy śmiechem.
- Cali oni – dodałam, bo
każdy z nich był taki, jakich ich zapamiętałam.
Po chwili radości,
kilkoro z nich poszło do czekających już na nich kibiców.
- Idziesz po autograf
albo fotkę? – zapytała rudowłosa.
- Nie – zaśmiałam się. –
Już kiedyś podeszłam do niego po meczu, nie będę się powtarzać.
- To jak chcesz go
zaskoczyć?
- Chyba mam już jakiś
pomysł – powiedziałam i zwróciłam się do reszty. – Macie kartkę i długopis?
Pokręciły głową.
Mruknęłam ciche kurczę i przygryzłam wargę.
- Jakieś dwie dziewczynki
stoją z zeszytami, może ci pożyczą?
Wyszczerzyłam się.
- To jest świetny plan –
ruszyłam w stronę zejścia trybun. – Zaraz wracam! – krzyknęłam na odchodne,
zostawiając je z pytającym wyrazem twarzy.
Znalazłam wzrokiem obie
dziewczynki, na oko jedenastoletnie, i podeszłam.
- Hej – uśmiechnęłam się
i pomachałam. Miały na sobie koszulki z francuską flagą, więc pomyślałam, że
może być ciężko z porozumieniem się z nimi. Spróbowałam więc po angielsku. –
Mówicie po angielsku?
- Tak, o co chodzi? – dosłownie warknęła jedna
z nich, a mi zrobiło się głupio. – Spieszymy się po zdjęcia i autografy.
- Tak, oczywiście,
rozumiem. – Pokiwałam głową. – Mam do was sprawę. Pożyczycie mi kartkę i
długopis na chwilę? Nie chce iść po podpis, tylko muszę coś na niej napisać.
- Tak, spoko – podała mi owe przedmioty, a ja
szybko pobazgroliłam po kartce i
oddałam jej długopis.
- Dzięki, Bóg ci w
piątkach z przyrki wynagrodzi, czy
coś.
- Może się spełni,
dziękuję.
Odeszłam od nich kawałek
i zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu Grebennikova.
Na moje nieszczęście ktoś inny zdążył znaleźć mnie.
- Fansia! Dlaczego się
ukrywasz, głupku?
Stary, dobry Tillie zmierzał
w moją stronę z rozwartymi ramionami.
Przytuliłam go i
mruknęłam:
- Jenia miał mieć
niespodziankę, a ty prawdopodobnie ją zniszczyłeś.
Ściągnął brwi.
- W takim razie
przepraszam. – Podrapał się po karku. – Chociaż tak szczerze to nie uważam, że przejął
się moim krzykiem.
- Dlaczego? – zdziwiłam
się.
- Jest otoczony
wianuszkiem dziewoi, to dlatego. Musisz się wysilić, jeśli chcesz, żeby cię
zobaczył.
Taki mam zamiar.
- W takim razie musisz mi
pomóc.
Parsknął śmiechem i
zasalutował.
- Powiedz mi co i jak, a zrobię co w mojej mocy.
Poprosiłam go, żeby
przede wszystkim pomógł mi jakoś dostać się do niego.
Kiedy już byłam
wystarczająco blisko, żeby móc podziwiać jego plecki, no dobra tyłeczek,
zgniotłam w kulkę trzymaną przeze mnie kartkę i podałam Kevinowi.
- Z tego co widziałam to
z twoim celem wszystko w porządku, więc nakieruj ją prościutko w jego głowę.
Wybuchł śmiechem i wziął
ode mnie papierek.
- Mówisz i masz,
skrzacie. Schowaj się za mną – oznajmił, a szybko spełniłam to polecenie.
Wychyliłam się tylko,
żeby obserwować poczynania Jeni.
Po dokładnym pocisku w
tył jego głowy, odwrócił się w naszą stronę i z wielkim bananem na buzi i popukał
się w czoło.
- Lisez ceci! – krzyknął do niego Tillie, a on posłusznie schylił się
po papierek.
Z zaciekawioną miną
zaczął go odwijać.
- Dobra, teraz już nie
musisz się chować – wyszłam zza jego pleców, ze wzrokiem skierowanym na Jenię.
Widziałam jak po przeczytaniu zmarszczył
brwi i ponownie spojrzał w naszym kierunku.
Na początku
przestraszyłam się jego reakcji, bo wyrażała ona lekki szok. Troszkę zdumiony
odwrócił się do swoich fanek i chyba powiedział im coś niefajnego, bo nagle stały
się smutne.
Popatrzył na mnie jeszcze
raz i ruszył w moją stronę.
I tak oto mój strach zamienił się w ekscytację.
- To ja się zwinę –
oświadczył mi mój przyjaciel, a ja szepnęłam mu tylko dziękuję i czekałam na przybycie celu mojej dzisiejszej podróży.
Skrzyżowałam ręce na
piersi, a on ze swoim charakterystycznym uśmieszkiem podszedł do mnie, spojrzał
na liścik i zaczął go czytać:
- Odwróć się, ty przerośnięty, francuski croissancie. – Zrobił
zamyśloną minę. – Trochę nietrafne, zważywszy na fakt, iż nie jestem rodowitym
Francuzem. No i niepotrzebny jest przymiotnik francuski, bo raczej wiadomo, że croissanty są francuskie.
Zrobiłam naburmuszoną
minę, ale chwilę potem i tak parsknęłam śmiechem.
- Chcesz coś jeszcze
dodać, ty francusko-rosyjska mądralo?
Odgarnął mi niesforny
kosmyk włosów za ucho.
- Nie już chyba nie,
polski głupolu. – Złapał mnie za dłoń i splótł nasze palce razem. – Skoro jako
takie przywitanie mamy już za sobą, to… możemy się całować?
Zwilżyłam wargi językiem.
- Myślę, że to dobra
pora.
Nachylił się i oparł
swoje usta o moje czoło.
- Tak się w Rosji
całujecie? Bo na francuski pocałunek to nie wygląda – oceniłam.
- Jesteś taka
niecierpliwa – mruknął, a ja nie chciałam tego komentować, bo jego usta
ostatecznie odebrały mi mowę.
Chyba pierwszy raz kompletnie nie mam weny co do notki odautorskiej, więc jeśli macie jakieś serdeczne pytanka to piszcie w komentarzu:D
buziaki;*
jezuu, oni są idealni...
OdpowiedzUsuńA tylko spróbujesz coś zepsuć w tej sielance to nie wiem co Ci zrobię!
proszę o dłuższe rozdziały, Kochana, bo nie mogę się nacieszyć tym :D
Buziaki i czekam na następny:*
Dłuższe? :o Ten rozdział ma prawie 2k słów, więc będzie ciężko o jeszcze dłuższe:D
Usuńto nie moja wina, że tak mi się dobrze czyta, że tak szybko mi to leci :D
UsuńZa dobra jesteś!;)
*zarumieniła się* dziękuję!
UsuńCzy ja już pisałam, że twoje opowiadanie jest wspaniałe? Jak nie to powiem to jeszcze raz: kocham kocham kocham ten blog! ♡ Ja wiem, że trzeba wprowadzić nutę niepewności, ale mam nadzieję, że nie na długo, bo nie wytrzymam jak nie będzie Jenia $ Wanda ;)
OdpowiedzUsuńElement zaskoczenia (o ile wyjdzie xd) będzie tylko przez chwilkę, obiecuję^^
Usuńdziękuję<3
Ej no ja też chcę takiego Jenię ♡ Mam nadzieję, że weny starczy Ci na milion rozdziałów ;)
OdpowiedzUsuńtez mam nadzieję xD xx
UsuńSpóźniona jak zwykle, ale jestem! 😁
OdpowiedzUsuńBo niedługo co?!?! Chyba nie masz zamiaru psuć im tego błogostanu bezdusznico?! Serca nie masz?! 😂
Aaaaaa tak serio to czekam tylko na to i nie mogę się doczekać bo wiem że coś się popląta, coś poknoci i będzie się jeszcze więcej działo!! Chociaż nie wiem czy to możliwe, bo tu cały czas coś się dzieje! Jestem tylko ciekawa co wykombinujesz. Po tobie wszystkiego się można spodziewać! 😂
Zatem czekam, czekam. Na nowy rozdział, na nowe opowiadanie! Nie trzymaj tak w niepewności dziołcha bo nie wyciągna! A przynajmniej do końca igrzysk muszę dotrwać! Przecież porażkę Francuzów w finale z Polską trzeba obejrzeć! 🏅
Nie przedłużając. Weny życzę i do następnego!
Pozdrawiam gorąco! 😘❤️
Kurcze, chyba dawno mnie tu nie bylo.
OdpowiedzUsuńAle słodziaki wciąż słodziakami więc fajnie i po staremu :)
Pozdrawiam ;**