19 lip 2016

Rozdział 25

Chcę tylko pokazać Ci jak zostać,
Posłuchaj a nigdy nie odejdziesz.

Kojarzycie te wszystkie klimatyczne poranki w komediach romantycznych, kiedy to główni bohaterowie zostają obudzeni przez delikatne promyczki słońca, wychylające się zza zasłon?
Cóż, szkoda, że moja pobudka z Francuzem tak nie wyglądała.
Zamiast smug słońca na mojej twarzy, poczułam jego rękę. A konkretnie biceps. Kiedy zapytałam, a raczej zawarczałam, co on do Jasnej Anielki robi, to powiedział, że mnie przytula.
Bicepsem.
Uroczo, nie?
Kilka minut później, kiedy Jenia swoją górną kończynę skierował trochę na dół, na moje, ekhem, cycki, udało mi się ponownie zasnąć.
Jak się domyślacie, nie było dane mi długo pospać, bo po raz kolejny zostałam obudzona przez Grebennikova. Tyle że tym razem przez dźwięki jakie wydawał.
To prawdopodobnie było coś w stylu ała, ale ręki sobie nie dam uciąć.
- Księżyca nie ma, więc do czego wyjesz? – spojrzałam na niego jednym okiem.
- Masz kopa jak Bruce Lee, dziewczyno.
 I przysięgam, że na sekundę zrobiło mi się głupio, no bo co jeśli przyłożyłam mu w takie miejsce i z taką siłą, że prawdopodobnie potomstwa mieć nie będzie?
- Trafiłam w orzeszki? – zapytałam.
- Nie, ale byłaś blisko – powiedział wtulając się w moją szyję. – Ruszałaś tymi nóżkami, jakby ktoś cię gonił. Śniło ci się coś?
Pokręciłam głową.
- Nie, po prostu czasami lubię sobie zrobić mały jogging.
- Podczas snu? W łóżku? Przy okazji trenować kopnięcia w moje udo?
Przyłożyłam palca do jego ust.
- Zamilcz, chłopcze.  I chodź jeszcze spać.
Spojrzał na zegarek.
- Jest dziewiąta, kobieto.
- Toż to środek nocy!
Ściągnął z nas kołdrę.
- Wstawaj, szkoda dnia.
- Jesteś wredny.
Wyskoczył z łóżka i złapał mnie za rękę.
- A teraz hop! i nie ma cię w łóżeczku.
Próbowałam wstać, ale za każdym razem z powrotem opadałam na materac.
- Widzisz? Wszechświat nie chce, żebym wstała.
Przewrócił oczami i puścił moją rękę.
- Ty wzbierz się w sobie, a ja w tym czasie się ubiorę.
- Mogę popodziwiać?
Puścił mi oczko.
- Jak to mówią: kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje, więc pójdę ubrać się do łazienki, żebym cię nie rozpraszał podczas zasypiania.
Spokojnie wziął do ręki swoje rzeczy i już łapał za klamkę, kiedy mruknęłam do niego:
- Dobra, masz mnie. – Zagroziłam mu palcem. – Żadnego paradowania w bokserkach przed innymi laskami, jasne?
Wybuchł śmiechem.
- Jasne jak twoje żółta piżamka, skarbie.
Cztery godziny później Jenia musiał już wracać, więc stałam na parkingu i obserwowałam, jak pakuje swoje rzeczy do samochodu.
- Kiedy znowu się zobaczymy? – zapytałam, kiedy domykał drzwi bagażnika.
Wzruszył ramionami.
- Nie mam zielonego pojęcia. – oparł się o auto, a ja weszłam między jego nogi i wtuliłam się w niego. – Teraz zaczynamy przygotowania do Mistrzostw Europy, które są za miesiąc, dlatego…
- … dlatego nie zobaczę cię przez przynajmniej półtorej miesiąca.
Ze świstem wypuścił powietrze.
- Mamy skypa, Messengera, instagrama…
Jak na te dwa ostatnie mogę się zgodzić, to po ostatniej rozmowie na skypie…
- Na czas naszych rozmów przez kamerkę, będę wywalał Kevina z pokoju – uśmiechnął się.
Czytasz mi w myślach?
Wyszczerzyłam się do niego i cmoknęłam w policzek.
- Poradzimy sobie jakoś, nie?
Odgarnął mi włosy z twarzy.
- Czekałem na ciebie dwadzieścia pięć lat, a teraz nie wytrzymam kilku tygodni?
Och, okay.
Objął moją twarz rękoma i złączył nasze usta.
- Muszę już jechać.
Pokiwałam głową i odsunęłam się od niego.
- Więc… do zobaczenia?
Puścił mi oczko.
- Zobaczymy się szybciej, niż myślimy.
~*~
14 października, lotnisko w L’Aquili
- Wanda, rusz się, bo inaczej się spóźnimy! – poganiała mnie Nat, kiedy spieszyłyśmy się na odprawę.
Cóż, chociaż ten jeden raz Jenia miał rację – zobaczymy się szybciej, niż myślimy.
Nie chciałam czekać aż on sam zjawi się u mnie, więc namówiłam Chiarę, Nicolę i Nathalie na małą wycieczkę po północnych Włoszech: zabukowałam nam bilety na ćwierćfinał i samolot i byłyśmy gotowe do wylotu.
Kilkanaście minut cześniej wsiadłyśmy na pokład, a ja myślałam tylko o jednym – w końcu się z nim zobaczę.
On i Kevin oczywiście o tym nie wiedzą, chociaż bardzo mocno mnie nęciło, żeby poinformować tego drugiego o mojej niespodziance, ale wolałam nie ryzykować – znając długi język Tilliego, Jenia zdążyłby dowiedzieć się o tym, zanim skończyłabym wypowiedzieć to zdanie.
W ciągu ostatniego miesiąca tak naprawdę nie zmieniło się nic, nie licząc dziwnego zachowania Jaeschkiego wobec mnie.
Okay, wiem, że nie zachowywałam się wobec niego fair, ale teraz nagle nie powinien ignorować moich wiadomości i telefonów. Bo chyba moje humorki nie spieprzyły tej znajomości, prawda?
W zamian za to coraz bardziej zbliżałam się do Jeni. Jako że przygotowywał się do Mistrzostw Europy, to większość naszych rozmów wyglądało następująco: rozmawialiśmy późnym wieczorem, najczęściej kiedy oboje leżeliśmy już w łóżku, potem zasypialiśmy w akompaniamencie naszych oddechów. Nie mówiąc już o zobaczeniu się na wideo rozmowach, czy pisaniu na facebooku.
Byłam niewyobrażalnie wdzięczna dziewczynom, że zgodziły się ze mną polecieć. We czwórkę zawsze raźniej niż w jedynkę, szczególnie, jeśli towarzyszkami są twoje uniwersyteckie bratnie dusze. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że są włoskim odpowiednikiem moich polskich przyjaciółek.
Około 14 : 00 stałyśmy obok lotniska w Mediolanie, skąd taksówka miała zabrać nas do hotelu w Busto Arsizio, czyli celu naszej podróży. Mecz zaczynał się o 17: 30, toteż miałyśmy jeszcze jakieś trzy godziny na dotarcie tam i przygotowanie się do meczu.
Okazało się, że dla dziewczyn to jednak za mało, więc kiedy ja spokojnie poprawiałam makijaż, one biegały spanikowane po całym pokoju. W końcu postawiły na pracę grupową: w czasie kiedy Nathalie malowała Chiarę, to Nicole prostowała jej włosy i na zmianę.
Równo o siedemnastej włożyłam koszulkę reprezentacji Francji z numerem dwa, którą swoją drogą kupiłam na jakimś francuskim Allegro i byłam gotowa do wyjścia. Z dziewczynami było z goła inaczej, bo one jeszcze szukały ubrań.
- Macie jeszcze pięć minut – mruknęłam, opierając się o framugę drzwi.
- Wyrobimy się, spokojnie – odpowiedziała mi Nicole.
I tak oto piętnaście po siedemnastej siedziałyśmy w taksówce, a ja jeszcze profilaktycznie poprawiałam tuszem rzęsy.
- Zamiast stać i na nas krzyczeć to mogłaś to zrobić na spokojnie w hotelu – powiedziała Nathalie, unosząc brew.
Uciszyłam ją gestem dłoni.
- Nie ucz ojca dzieci robić.
Lekko spóźnione weszłyśmy na halę, a na nasze szczęście wszyscy tam zebrani mieli ten fakt po prostu w dupie i nikt nie zwracał na nas uwagi. Okazało się, że jest już po hymnach i trwa prezentacja drużyn.
- Który z nich to Jenia? – spytała Chiara.
Wskazałam jej moją koszulkę.
- Domyśl się, mistrzu.
Odnalazłyśmy nasze miejsca, a ja byłam dumna z wyboru, bo siedziałyśmy idealnie naprzeciwko boiska, za ławkami rezerwowych, skąd miałyśmy świetny widok na zawodników.
- Nie boisz się, że cię tu zobaczy w trakcie meczu? – spytała moja współlokatorka, kiedy Grebennikov siadał na krzesełku umieszczonym kilka metrów przed nami.
- Kiedyś powiedział mi, że w trakcie meczu nie patrzy w stronę trybun, więc luzik.
Pierwsze dwa sety wyglądały całkiem obiecująco w wykonaniu Team Yavbou, bo wygrali je kolejno do dwudziestu dwóch i dwudziestu trzech. Niestety, już w trzecim ich rywale, Serbowie, postawili im się i zmiażdżyli ich do czternastu.
- Myślisz, że przegrają? – zapytała Nicole na początku czwartego seta.
Pokręciłam głową.
- Dadzą radę, zobaczysz.
Moje słowa okazały się prorocze, bo już po trzydziestu minutach Francuzi wygrali tego seta i mogli cieszyć się z udziału w półfinale.
- Jak się słodko cieszą – stwierdziła Nicole, a my wybuchłyśmy śmiechem.
- Cali oni – dodałam, bo każdy z nich był taki, jakich ich zapamiętałam.
Po chwili radości, kilkoro z nich poszło do czekających już na nich kibiców.
- Idziesz po autograf albo fotkę? – zapytała rudowłosa.
- Nie – zaśmiałam się. – Już kiedyś podeszłam do niego po meczu, nie będę się powtarzać.
- To jak chcesz go zaskoczyć?
- Chyba mam już jakiś pomysł – powiedziałam i zwróciłam się do reszty. – Macie kartkę i długopis?
Pokręciły głową.
Mruknęłam ciche kurczę i przygryzłam wargę.
- Jakieś dwie dziewczynki stoją z zeszytami, może ci pożyczą?
Wyszczerzyłam się.
- To jest świetny plan – ruszyłam w stronę zejścia trybun. – Zaraz wracam! – krzyknęłam na odchodne, zostawiając je z pytającym wyrazem twarzy.
Znalazłam wzrokiem obie dziewczynki, na oko jedenastoletnie, i podeszłam.
- Hej – uśmiechnęłam się i pomachałam. Miały na sobie koszulki z francuską flagą, więc pomyślałam, że może być ciężko z porozumieniem się z nimi. Spróbowałam więc po angielsku. – Mówicie po angielsku?
 - Tak, o co chodzi? – dosłownie warknęła jedna z nich, a mi zrobiło się głupio. – Spieszymy się po zdjęcia i autografy.
- Tak, oczywiście, rozumiem. – Pokiwałam głową. – Mam do was sprawę. Pożyczycie mi kartkę i długopis na chwilę? Nie chce iść po podpis, tylko muszę coś na niej napisać.
 - Tak, spoko – podała mi owe przedmioty, a ja szybko pobazgroliłam po kartce i oddałam jej długopis.
- Dzięki, Bóg ci w piątkach z przyrki wynagrodzi, czy coś.
- Może się spełni, dziękuję.
Odeszłam od nich kawałek i zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu Grebennikova.
Na moje nieszczęście ktoś inny zdążył znaleźć mnie.
- Fansia! Dlaczego się ukrywasz, głupku?
Stary, dobry Tillie zmierzał w moją stronę z rozwartymi ramionami.
Przytuliłam go i mruknęłam:
- Jenia miał mieć niespodziankę, a ty prawdopodobnie ją zniszczyłeś.
Ściągnął brwi.
- W takim razie przepraszam. – Podrapał się po karku. – Chociaż tak szczerze to nie uważam, że przejął się moim krzykiem.
- Dlaczego? – zdziwiłam się.
- Jest otoczony wianuszkiem dziewoi, to dlatego. Musisz się wysilić, jeśli chcesz, żeby cię zobaczył.
Taki mam zamiar.
- W takim razie musisz mi pomóc.
Parsknął śmiechem i zasalutował.
- Powiedz mi co i jak, a zrobię co w mojej mocy.
Poprosiłam go, żeby przede wszystkim pomógł mi jakoś dostać się do niego.
Kiedy już byłam wystarczająco blisko, żeby móc podziwiać jego plecki, no dobra tyłeczek, zgniotłam w kulkę trzymaną przeze mnie kartkę i podałam Kevinowi.
- Z tego co widziałam to z twoim celem wszystko w porządku, więc nakieruj ją prościutko w jego głowę.
Wybuchł śmiechem i wziął ode mnie papierek.
- Mówisz i masz, skrzacie. Schowaj się za mną – oznajmił, a szybko spełniłam to polecenie.
Wychyliłam się tylko, żeby obserwować poczynania Jeni.
Po dokładnym pocisku w tył jego głowy, odwrócił się w naszą stronę i z wielkim bananem na buzi i popukał się w czoło.
- Lisez ceci! – krzyknął do niego Tillie, a on posłusznie schylił się po papierek.
Z zaciekawioną miną zaczął go odwijać.
- Dobra, teraz już nie musisz się chować – wyszłam zza jego pleców, ze wzrokiem skierowanym na Jenię.
Widziałam jak po przeczytaniu zmarszczył brwi i ponownie spojrzał w naszym kierunku.
Na początku przestraszyłam się jego reakcji, bo wyrażała ona lekki szok. Troszkę zdumiony odwrócił się do swoich fanek i chyba powiedział im coś niefajnego, bo nagle stały się smutne.
Popatrzył na mnie jeszcze raz i ruszył w moją stronę.
I tak oto mój strach zamienił się w ekscytację.
- To ja się zwinę – oświadczył mi mój przyjaciel, a ja szepnęłam mu tylko dziękuję i czekałam na przybycie celu mojej dzisiejszej podróży.
Skrzyżowałam ręce na piersi, a on ze swoim charakterystycznym uśmieszkiem podszedł do mnie, spojrzał na liścik i zaczął go czytać:
- Odwróć się, ty przerośnięty, francuski croissancie. – Zrobił zamyśloną minę. – Trochę nietrafne, zważywszy na fakt, iż nie jestem rodowitym Francuzem. No i niepotrzebny jest przymiotnik francuski, bo raczej wiadomo, że croissanty są francuskie.
Zrobiłam naburmuszoną minę, ale chwilę potem i tak parsknęłam śmiechem.
- Chcesz coś jeszcze dodać, ty francusko-rosyjska mądralo?
Odgarnął mi niesforny kosmyk włosów za ucho.
- Nie już chyba nie, polski głupolu. – Złapał mnie za dłoń i splótł nasze palce razem. – Skoro jako takie przywitanie mamy już za sobą, to… możemy się całować?
Zwilżyłam wargi językiem.
- Myślę, że to dobra pora.
Nachylił się i oparł swoje usta o moje czoło.
- Tak się w Rosji całujecie? Bo na francuski pocałunek to nie wygląda – oceniłam.
- Jesteś taka niecierpliwa – mruknął, a ja nie chciałam tego komentować, bo jego usta ostatecznie odebrały mi mowę.
 ~*~*~*~
W sumie to miał być wczoraj, ale pomyliły mi się dni tygodnia xD
Chyba pierwszy raz kompletnie nie mam weny co do notki odautorskiej, więc jeśli macie jakieś serdeczne pytanka to piszcie w komentarzu:D
buziaki;*
ps. nacieszcie się tą słodyczą, bo już niedługo hihi


10 komentarzy:

  1. jezuu, oni są idealni...
    A tylko spróbujesz coś zepsuć w tej sielance to nie wiem co Ci zrobię!
    proszę o dłuższe rozdziały, Kochana, bo nie mogę się nacieszyć tym :D
    Buziaki i czekam na następny:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dłuższe? :o Ten rozdział ma prawie 2k słów, więc będzie ciężko o jeszcze dłuższe:D

      Usuń
    2. to nie moja wina, że tak mi się dobrze czyta, że tak szybko mi to leci :D
      Za dobra jesteś!;)

      Usuń
    3. *zarumieniła się* dziękuję!

      Usuń
  2. Czy ja już pisałam, że twoje opowiadanie jest wspaniałe? Jak nie to powiem to jeszcze raz: kocham kocham kocham ten blog! ♡ Ja wiem, że trzeba wprowadzić nutę niepewności, ale mam nadzieję, że nie na długo, bo nie wytrzymam jak nie będzie Jenia $ Wanda ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Element zaskoczenia (o ile wyjdzie xd) będzie tylko przez chwilkę, obiecuję^^
      dziękuję<3

      Usuń
  3. Ej no ja też chcę takiego Jenię ♡ Mam nadzieję, że weny starczy Ci na milion rozdziałów ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Spóźniona jak zwykle, ale jestem! 😁
    Bo niedługo co?!?! Chyba nie masz zamiaru psuć im tego błogostanu bezdusznico?! Serca nie masz?! 😂
    Aaaaaa tak serio to czekam tylko na to i nie mogę się doczekać bo wiem że coś się popląta, coś poknoci i będzie się jeszcze więcej działo!! Chociaż nie wiem czy to możliwe, bo tu cały czas coś się dzieje! Jestem tylko ciekawa co wykombinujesz. Po tobie wszystkiego się można spodziewać! 😂
    Zatem czekam, czekam. Na nowy rozdział, na nowe opowiadanie! Nie trzymaj tak w niepewności dziołcha bo nie wyciągna! A przynajmniej do końca igrzysk muszę dotrwać! Przecież porażkę Francuzów w finale z Polską trzeba obejrzeć! 🏅
    Nie przedłużając. Weny życzę i do następnego!
    Pozdrawiam gorąco! 😘❤️

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurcze, chyba dawno mnie tu nie bylo.
    Ale słodziaki wciąż słodziakami więc fajnie i po staremu :)
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń