7 mar 2017

Rozdział 35

Jesteśmy bliskimi przyjaciółmi, udajemy, że niczego nie czujemy.
Przedstawiam cię jako dobrą przyjaciółkę.

Jenia: nudzi mi się
Jenia: cho na skypa
Jenia: wiem, że ty też się nudzisz
Jenia: wanda wróć
Ja: jestem w pracy, baranie
Ja: tu mi się raczej nie nudzi
Jenia: praca jest nudna
Jenia: rzuć ją, ok?
Jenia: będę cię utrzymywał
Ja: będziesz moim sugar daddym?
Ja: dla mnie super

Odłożyłam telefon i wróciłam do pracy z dziećmi.
- Kacper, odłóż to - zwróciłam uwagę chłopcu, który ściągał kwiata z parapetu.
Uśmiechnął się do mnie grzecznie i pokiwał głową.
Przecież wiem, że zaraz znowu będziesz ruszał tą biedną roślinkę.
Usłyszałam dźwięk telefonu, ale zignorowałam go. Niech nie myśli, że będę latać jak głupia, żeby odpowiedzieć mu na głupiego SMS-a.

Po pracy wróciłam do domu i jedyne o czym marzyłam, to położyć się na łóżku i przespać całe życie. Niestety, chęć droczenia się z Francuzem była silniejsza.
Ja: witam
Ja: co słychać
Ja: odobraziłeś się już?
Spojrzałam na zegarek zdziwiona i stwierdziłam, że Grebennikov jest już dawno po treningu.
Może dalej ma focha? Wzruszyłam ramionami. Jak będzie chciał to sam napisze.
Rzuciłam telefon na łóżku, żeby po chwili opaść obok niego. Od razu zasnęłam.

Drrrrryń.
Na połprzytomna szukałam telefonu, którego jak na złość nigdzie nie mogłam wymacać ręką. Urządzenie dzwoniło już chyba setny raz, co denerwowało mnie coraz bardziej.
Ktoś umarł czy co?
Po długich poszukiwaniach w końcu zguba odnalazła się, a ja odebrałam połączenie.
- Halo?
- Halo? Fansia?
- Stanislav?
Co brat Jeni może ode mnie chcieć?
- Nareszcie odebrałaś!
- Czemu do mnie dzwonisz? Stało się coś?
Usiadłam na łóżku i oparłam się plecami o ścianę.
Boże, byleby Jeni nic nie było.
- Zastanawiałem się czy powinienem do ciebie zadzwonić czy nie...
- Proszę, po prostu wyduś to z siebie.
- Jenia oberwał piłką na treningu. Jest nieprzytomny od dwóch godzin.
Kurwa.

- Wanda, odłóż to natychmiast - powiedziała moja mama, zabierając walizkę z moich rąk.
- Muszę lecieć.
- A co z twoją pracą?
- Dzwoniłam do dyrektorki i powiedziałam jej, że jestem chora.
Opuściła ręce.
- Kiedy zamierzasz wrócić?
- Nie wiem.
- Wanda!
Poszłam do łazienki i zabrałam kosmetyczkę. Kiedy starszy Grebennikov zadzwonił do mnie od razu wiedziałam, że muszę lecieć do Włoch. Nie wybaczyłabym sobie, jeśli nie poleciłabym do niego.
Wsadziłam ostatnie rzeczy do walizki i zapięłam ją.
- Jesteś szalona - stwierdziła moja mama patrząc na mnie.
- Wiem.
Podeszła do mnie i przytuliła mnie.
- Chodź, podwiozę cię na lotnisko.
Uśmiechnęłam się do niej.
- Wiesz, że jesteś najlepsza na świecie?
Pokiwała głową.
- A myślisz, że po kim to odziedziczyłaś?
~*~
- Tylko wrócisz z tych cholernych Włoch a już nie żyjesz.
- Pati, przestań ja...
- Nie przerywaj mi - krzyknęła, a ja przez tą głośność  odsunęłam telefon od ucha. - Szipuje cię i Grebennikova, ale rozumiesz, że to co robisz jest nieodpowiedzialne?
Westchnęłam.
- Ja tak nie uważam.
- Jakbyś nie mogła spytać co się dzieje przez telefon czy wszystko okay.
- Przez telefon? Przecież on jest w śpiączce! Mają go szturchnąć w ramię i powiedzieć Wanda dzwoni wstawaj?
- Chodziło mi, że Stanislav powiedziałby ci co się dzieje.
- Powiedział mi, że to nie rzecz na telefon i najlepiej będzie jeśli tu przylecę.
- A ty od razu zabukowałaś bilet.
Zirytowana zacisnęłam dłoń na telefonie.
- Zaraz mam odprawę, kończę, pa.
- Uważaj na siebie.
Usiadłam na krzesełku i schowałam twarz w dłoniach.
- W skali od jeden do dziesięciu jak bardzo jest na ciebie wściekła? - Spytała Natasza.
Pokazałam na placach dziesięć.
- Brzmi poważnie.
Podniosłam się i spojrzałam na nią.
- Z jednej strony rozumiem, że jest wściekła, ale z drugiej jest mi przykro, że nie stara zrozumieć się mnie. Wiesz o co mi chodzi?
Pokiwała głową i poklepała mnie po plecach.
- Na ciebie już pora skarbie.
Lot dłużył mi się bardziej niż zwykle. Cały czas siedziałam jak na szpilkach i zamartwiałam się o Francuza. Co jeśli nie będzie już mógł grać? Wzdrygnełam się na sama myśl. Trzeba myśleć pozytywnie, tak? Szkoda tylko, że w tym momencie w mojej głowie tworzyły się same ciemne scenariusze.
Z lotniska obiecał odebrać mnie brat Jeni, Stanislav. Szczerze to uwielbiałam jego starszego brata i gdyby nie okoliczności byłabym naprawdę przeszczęśliwa, że go widzę.
- Cześć - przywitałam się a on uściskał mnie na przywitanie.
- Długo się nie widzieliśmy - uśmiechnął się.
- Zbyt długo - odpowiedziałam i przytuliłam jego dziewczynę.
- Jedziemy już? - spytał, a ja pokiwałam głową.

- Więc... co z Jenią? - zaczęłam, kiedy siedzieliśmy już w samochodzie.
- Nie obudził się jeszcze, ale lekarze mówili, że niedługo powinien się wybudzić. Ma niewielki uraz głowy, ale nie jest poważny. Wolisz pojechać najpierw odłożyć rzeczy czy od razu do szpitala?
- Od razu do jedźmy szpitala. Jakie konsekwencje wiążą się z tym urazem?
- Może mieć sporadyczne bóle głowy i to chyba tyle. Okay, to już niedaleko.
- Długo nie będzie mógł grać?
Odpowiedziało mi westchnienie.
- Jeszcze nie wiadomo. Miejmy nadzieję, że wróci do Rio.
Potarłam moje czoło.
Przecież on musi jechać na tą cholerną olimpiadę. Będzie się obwiniał, że to z jego winy jest w takim stanie.
- Nie martw się na zapas Fansia, mój brat jest twardy. Jeszcze pojedzie do Brazylii i przywiezie stamtąd medal. Zobaczysz.
Uśmiechnęłam się słabo.
Mam nadzieję, że jak będzie.
- O zobacz, już jesteśmy - wskazał palcem na dość duży budynek, a mnie zaczął zjadać stres.
- Fansia, wszystko dobrze? Zbladłaś - dziewczyna Stanislava dotknęła mojego czoła.
- Wszystko okay. Tylko po prostu trochę się boję.
Samochód stanął, a my wysiedliśmy ze środka.
- Nie bój się. Wszystko będzie dobrze - objęła mnie, a ja uśmiechnęłam się do niej.
- Fansia, mój brat ci nie wystarcza? Musisz mi jeszcze odbijać dziewczynę?
Ten żart był nieco lamerski, ale i tak zaśmiałam się. Żeby nie było mu przykro.
Mój dzwoniący telefon zepsuł polepszającą się atmosferę.
- Poczekamy na ciebie w środku, a ty spokojnie rozmawiaj - poinformował mnie i oboje wybrali się do środka.
Odebrałam połączenie.
- Halo?
- Fansia? Fansia! Gdzie ty do cholery jesteś?
- Cześć Kevin, co się stało?
- To ja się pytam co się stało! Najpierw Grebennikov mnie olewa, potem ty znikasz. Jesteś u niego?
- Tak jakby, on...
- Są razem! - usłyszałam jego krzyk, a potem stłumiony damski śmiech.
- Tylko w tej sprawie dzwonisz?
- Nie do końca. Mamy dla ciebie wiadomość.
- Dobrą czy złą?
- Zależy jak na to spojrzeć.
- No to dawaj.
Nastąpiła chwila ciszy, a potem wraz z Anną krzyknęli jednocześnie:
- Bierzemy ślub!
Uśmiechnęłam się do siebie.
- Gratuluję wam.
- Powiesz też o tym Jeni?
- Jasne, ale potem.
- Dlaczego nie teraz? - zdziwił się.
- Nie wiem jak to powiedzieć, ale...
- Fansia, co jest? Czemu twój głos się łamie?
- Jenia miał wypadek na treningu. Leży w śpiączce w szpitalu.
- Co? Jak to w śpiączce...?
Miałam już mu odpowiedzieć, ale zanim otworzyłam usta, zobaczyłam jak Stanislav biegnie w moją stronę.
- Obudził się!
Uśmiechnęłam się szeroko i zwróciłam się do Tillie.
- Muszę kończyć, niedługo oddzwonię.
- Ale Fansia!
Szybko zakończyłam połączenie i razem z brunetem poszliśmy do środka.
- Lekarz powiedział, że możemy go odwiedzić, ale nie na długo. No i mamy go nie zamęczać pytaniami czy czymś takim.
Pokiwałam głową.
- Gotowa? - spytał, otwierając drzwi od sali.
Powtórzyłam czynność.
Zniecierpliwiona weszłam i moje szczęście zamieniło się w smutek. Na środku sali w białej pościeli leżał Jenia. Jego oliwkowa dotąd cera była teraz blada, a jego piękne brązowe włosy, sterczały we wszystkie strony.
- Cześć - powiedziałam cicho, czym zwróciłam jego uwagę.
- Cześć - uśmiechnął się do mnie blado.
Usiadłam na krześle obok jego łóżka, a on nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Jak się czujesz?
- Jakby na mojej głowie siedziały dwa skrzaty i biły mnie po głowie gigantycznym młotkiem.
Zaśmialiśmy się.
- Zaraz dostaniesz coś przeciwbólowego.
Pokiwał głową i spojrzał na mnie dziwnie.
- Lecialaś taki kawał dla mnie?
Zdziwiło mnie jego pytanie.
- Jasne, że tak. Martwiłam się.
Zmarszczył brwi.
- Wybacz, po prostu oczekiwałem, że przyjdzie tu ktoś inny.
Słucham?
- Kto?
- No to chyba jest oczywiste - zaśmiał się.
- Nie dla mnie - powiedziałam, a on zmarszczył brwi.
- Wybacz Agata, ale wolałbym, żeby była tu ze mną Wanda.
CO?!

~*~*~*~
Witam i o zdrowie pytam❤
Znowu dość długo mnie nie było, ale i tak szybko niż w porównaniu z ostatnim razem XDDXDXD
Także no, nie mam weny do notki odautorskiej. Dodam jeszcze tylko, że jeśli są jakieś błędy to ja je poprawię. Kiedyś XD
I Z RACJI TEGO, IŻ PEWNIE MOJA LENIWA DUPA NIC NIE NAPISZĘ DO TEGO CZASU TO ŻYCZĘ WAM WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH❤❤❤
Buziaki❤

5 komentarzy:

  1. Hej. Dzisiaj znalazłam Twojego bloga i bardzo mnie wciągnął. Twój styl pisania bardzo mi się podoba, a akcja opowiadania jest wręcz zajebista :D Mam nadzieję, że niedługo wstawisz kolejny rozdział bo z wielką chęcią bym go przeczytała. Pozdrawiam i życzę weny. Asia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. (Jakbyś miała wątpliwości to stara dobra cytrynooowaa)
    JA PRZEPRASZAM BARDZO CO SIĘ TU DZIEJE
    Czemu nie ma rozdziału, czemu ty mi tu kończysz w takim momencie i czemu do jasnej cholery Jenia myli Wandę z Agatą czy Agatę z Wandą?! No zaraz mnie tu coś od środka rozwali jak natychmiast nie dostanę kolejnego rozdziału
    Wracaj tu szybko i pisz dalej Fansie
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. No wreszcie jest rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy nowy rozdział? 😊

    OdpowiedzUsuń